poniedziałek, 12 października 2015

Nowy sprzęt, zmiana operatora

Witam
Od testów Kandsa Galileo nic specjalnego, godnego uwagi się nie działo. Kilka kilometrów na licznikach przybyło. Ten wpis nie będzie dotyczył jednak rowerów, ani nie będzie z nimi związany. Dzisiaj zaprezentuję Wam nowy sprzęt jakim dysponuję, oraz napiszę kilka słów o dwóch operatorach komórkowych. Zapraszam więc do lektury.

Chińskie telefony
Osoby które czytają mój blog wiedzą że jestem szczęśliwym posiadaczem telefonu (smartphone'a) Alcatel OT 5020D (M'Pop). Wspominałem o nim przy okazji testu endomondo. Telefon jest właściwie niezniszczalny, tyle gleb co on zaliczył, z różnych wysokości, na różne podłoża, to jeszcze żaden mój telefon nie przeżył. Każdorazowo podnosiłem go i korzystałem z niego dalej, nawet rys za dużo nie przybywało. Ostatnio zaliczył kąpiel, wytarłem go i dalej działa. Pokłony dla Alcatela za stworzenie tak wspaniałej konstrukcji. Przyszedł jednak czas na zmianę sprzętu i postanowiłem nabyć Huawei P8 Lite. Alcatela w ofercie nie było, więc kupiłem kolejnego chińczyka. Jak się będzie sprawował P8 Lite tego nie wiem, po dzisiejszej zabawie nim jestem zakochany w tym sprzęcie. Alcatel zostaje dalej ze mną jako rejestrator aktywności (z racji wielkości i sprawdzonej odporności na zdarzenia losowe). Mogłem wybrać Samsunga. Ufam chińskim telefonom po dłuższym obcowaniu z Alcatelem i dlatego też nie wahałem się przy wyborze. Recenzje jakie zbiera Huawei od użytkowników napawają optymizmem.

Zmiana operatora - Historia z T-Mobile
Przy okazji zmiany telefonu postanowiłem rozstać się z siecią T-Mobile. W ciągu miesiąca wypowiedziałem różowemu operatorowi dwie umowy, pierwsza była na internet mobilny, druga na telefon. O ile internet wypowiedziałem ze względów częściowo ekonomicznych, o tyle telefon za całokształt. W T-Mobile korzystałem z oferty Mix na liczbę doładowań z dodatkowym pakietem internetu. Rozmowy telefoniczne były drogie, zarówno w sieci, jak i poza sieć. Pakiety nie wchodziły zbytnio w grę. Ten fakt jednak pominę, zawsze mogłem doładować konto i mogłem dalej rozmawiać. Zawiódł internet. Pewnego dnia postanowił odejść. Pakiet na koncie był, a ja nie mogłem z niego korzystać. Nie pomagały restarty telefonu do ustawień fabrycznych, wgrywanie nowych konfiguracji, po prostu nic. Play na tym samym telefonie działał cudownie. Po dokonaniu ostatnich trzech doładowań złożyłem wypowiedzenie do którego zmusiła mnie kolejna rzecz w sieci - cesja umowy. W ofercie mix nie da się jej dokonać przed końcem wymaganych doładowań. Umowa była na tatę, chciałem ją przepisać na siebie. Jak już wspominałem dokonałem ostatnich doładowań zgodnie z umową, złożyliśmy wypowiedzenie i numer miał pozostać bez właściciela, czyli być już mój. Moje marzenie. Zgodnie z warunkami wypowiedzenia zadzwoniła konsultantka by potwierdzić wypowiedzenie i namówić mnie na pozostanie w sieci. Rozmowy przytaczać nie będę, ponieważ pani była bardzo natrętna, a warunki które proponowała były tragiczne. Po przyjęciu do wiadomości iż nie interesuje mnie pozostanie w tej sieci usilnie zaczęła namawiać mnie na internet mobilny. Tydzień wcześniej na takowy złożyłem wypowiedzenie. Proponowane telefony pochodziły chyba ze starych, żelaznych zapasów różowej sieci sprzed dwóch lat. Na koniec okazało się że obecny numer mogę zarejestrować na siebie dopiero z początkiem grudnia. Mógłbym pisać reklamację do operatora że postępuje niezgodnie ze swoją umową jednak odpuściłem sobie tą walkę i obecny numer. W przyszłym roku czeka mnie walka z różowym o numer żony, tym razem jednak im nie odpuszczę. Z T-Mobile już kilkukrotnie walczyłem na pisma i za każdym razem racja była po mojej stronie, cóż jak się nie zna własnych umów...

Zmiana operatora - Orange
Pomarańczową sieć znam bardzo dobrze. Zaczynałem w idei i zawsze uważałem że mają dobre oferty. Po dwuletnim romansie z różowymi postanowiłem wrócić do Orange. Telefonów nie mają najnowszych, chociaż jak przeglądałem ich ofertę spokojnie można znaleźć sporo nowości. Najważniejsza jednak jest oferta. Tutaj porównując to co proponowano mi w T-Mobile, co ogólnie różowy operator proponuje, zresztą Plus i Play również, Orange wygrywa w przedbiegach. Obsługa zarówno podczas podpisywania umowy, jak również późniejszy kontakt jest o niebo lepszy. Być może tak trafiam, jednak wśród znajomych którzy korzystają z tej sieci wszyscy mają podobne zdanie. Mam nadzieję że nie zawiodę się i nie będę zmuszony za dwa lata szukać nowego operatora.

W niedługim czasie opiszę swoje wrażenia z korzystania z nowego telefonu. Teraz mam małą niespodziankę. Pod koniec października rusza mój nowy blog który będzie uzupełnieniem tego pod względem wszelkich aktywności rowerowych, galerii, a także informacji o sprzęcie. Po skończeniu prac zamieszczę tu link.

piątek, 7 sierpnia 2015

Kands Galileo - pierwsze opinie

Witajcie
Kands Galileo jest ze mną, a właściwie z moją żoną już dwa miesiące więc najwyższa pora tak jak to było w przypadku Kands Energy 500 na pierwsze spostrzeżenia i opinie. Rower nie pokonał jakiegoś kosmicznego dystansu, ma jak do tej pory najechany ok. 80 km, coś jednak możemy na jego temat powiedzieć.

Wygląd
Kands Galileo jak każdy inny rower, czy nawet każdy inny sprzęt może się podobać lub nie, to zwyczajnie kwestia gustu. Jeżeli chodzi o nas to zakochaliśmy się w nim praktycznie od pierwszego wejrzenia, ma coś w sobie. Do wyboru były trzy kolory: biały, czarny i grafitowy. Po przyjrzeniu się wszystkim trzem wybór padł na biały, najlepiej się prezentuje, chociaż jest mocno nie praktyczny, brud na nim widać od razu. Sama rama jak producent podaje jest trekingowa, jak na mój gust przypomina bardziej mieszczucha, czegoś takiego szukaliśmy. To jak wygląda możecie zobaczyć na poniższych zdjęciach.

Osprzęt i wyposażenie
Zacząć trzeba od tego iż Kands Galileo jest rowerem który korzysta ze sprawdzonych rozwiązań, do tego z niskiej grupy osprzętu, jednak na pewno niezawodnej i trwałej. Wiele osób zacznie kręcić nosem że taki osprzęt to już tylko do muzeum, pozwolę sobie nie zgodzić się z tą opinią, do takich zastosowań jak używamy z żoną jest on wystarczający i z doświadczenia wiemy że będzie bezawaryjny. Czas w końcu przedstawić Kandsa od strony technicznej:
Rama: Stalowa 21"
Widelec: Sztywny
Manetki: Shimano ST-EF51 3x7 (klamkomanetki)
Hamulec P/T: Saccon V-break aluminiowe
PrzerzutkiP/T: Shimano TZ-30 / Shimano RD-TX35
Kaseta: Shimano TZ21 CP 7-rzędowa
Korba: Prowheel na łożyskach maszynowych (48/38/28)
Łańcuch: Shimano HG-40
Piasty: JoyTech Aluminiowe
Obręcze: Dwukomorowe, wzmacniane, aluminiowe, MAXX
Opony: CST 700x38C

Najważniejsze rzeczy wymienione w powyższym wpisie, jak widzicie całość jest na osprzęcie Shimano i działa bez zarzutu (możecie porównać z moim Energy 500, jest podobnie, w moim nic nie szwankuje, a najechane mam blisko 3000 km w różnych warunkach). Teraz czas na dodatki:
Błotniki
Bagażnik
Oświetlenie P/T
Stopka

Dodatkowo dokupiłem do Galileo licznik bezprzewodowy Crivit Sport, docelowo dojdzie jeszcze koszyk, sakwa na telefon i koszyk na bidon.

Wrażenia z jazdy:
Nie jest to mój rower a żony więc wszystko piszę na zasadzie jej relacji i jej wrażeń. Jak już wspominałem wcześniej rower ma najechane dopiero ok. 80 km więc relatywnie bardzo mało, mimo wszystko warto coś napisać. 28" koła, 21" rama i wzrost w okolicach 180 cm, to w przypadku Kandsa połączenie idealne. Jak do tej pory najdłuższy wyjazd na starym rowerze wynosił w okolicach 15 km i to po długim czasie. Kands Galileo zachęcił żonę do szaleństw, zaczęła ciągnąć mnie w miejsca które do tej pory unikała jak ognia. Jak twierdzi na Galileo jeździ jej się bardzo dobrze, sylwetka wyprostowana jak na typowym mieszczuchu, duże koła dzięki którym łatwo i szybko można rozpędzić rower, wygodne siodełko. Krótko mówiąc pełen komfort. Wczoraj zjechaliśmy z drogi asfaltowej, czego się obawialiśmy, jak się okazuje niepotrzebnie, rower prowadził się pewnie i z łatwością nie powodując zmęczenia. Delikatna amortyzacja oryginalnego siodełka również spowodowała to że nie czuć było zmęczenia tyłu. Galileo spowodował to iż żona chętniej wsiada na rower i chce więcej i dalej jeździć, a to że człowieka ciągnie na jego rower świadczy o tym iż jest on dobry.

Pod koniec sezonu napiszemy więcej o Galileo i Energy 500 (po dwóch sezonach). Teraz zapraszamy do galerii zdjęć.















sobota, 27 czerwca 2015

XXI Wyścig Rowerów Górskich

Witajcie
W dniu dzisiejszym odbyła się próba dla mojej kondycji - wynik trzeba nad nią popracować. Osoby które śledzą mojego facebooka, wiedzą że w dniu dzisiejszym w Jaworznie odbywał się XXI Rajd Rowerów Górskich - impreza organizowana nieprzerwanie od 1995 roku i najstarszy tego typu wyścig w Polsce. Głównym organizatorem było Miejskie Centrum Kultury i Sportu w Jaworznie, a partnerem Tauron.
Z domu wyjechałem o godzinie 7:40 z rowerem na bagażniku, to był mój drugi wyjazd z przewozem roweru na samochodzie, nie chciałem się spóźnić ponieważ biuro zawodów rozpoczynało pracę o 9:00 a miejsc parkingowych w okolicy mało. Jadąc niespiesznie dotarłem do celu przed otwarciem biura zawodów i jako pierwszy. Rozpakowałem rower i wykonałem przejazd próbny, sprawdzając czy nie trzeba podregulować sprzętu. Wszystko okazało się w porządku więc przyszedł czas na odwiedzenie Geosfery w Jaworznie gdzie ulokowany był start - pozdrowienia dla marudnego ochroniarza, oraz wspinaczka na most z którego rozciąga się genialny widok, w dniu dzisiejszym akurat na start i metę wyścigu, a także fragment Geosfery.

Gdy wybiła godzina 10:50 przyszedł czas na odprawę techniczną podczas której okazało się że nie ma startu z podziałem na grupy a wszyscy startują prawie równocześnie. Na linię startu podjeżdżaliśmy po 4 osoby, zakładano nam chipy i długa na trasę. Pierwsze metry z górki, a dokładnie ok. 300 metrów i licznik wskazuje niespełna 50 km/h, zakręt i zaczyna się teren i stromy podjazd. Kolejne zakręty, proste, a ja do prawie czwartego kilometra mam zadyszkę, zbyt ostry start dał się we znaki. Co chwilę ktoś mnie wyprzedza, ale również i ja wyprzedzam innych. Piach pokonany, średnia ok. 20 km/h jak do tej pory i jazda leśnymi oraz polnymi dróżkami. Po pokonaniu szóstego kilometra kawałek asfaltu, prędkość wzrasta, niestety radość trwa krótko, po chwili znów leśna dróżka i do tego delikatny długi podjazd. Jak jest podjazd musi być i zjazd, szybko w dół, nawrotka i jazda po betonowych płytach. Na ostatnim podjeździe wyprzedza mnie kolejny zawodnik, jednak po wjeździe na asfalt przyciskam mocniej ostatnimi siłami i niczym rasowy zawodnik z Tour de France wpadam na linię mety. Odpięcie chipa, odbiór zestawu od partnera wyścigu oraz zasłużony odpoczynek. Nie czekałem do końca imprezy, spakowałem rower na samochód i wróciłem do domu. Po wjeździe do Sosnowca SMS z nieoficjalnymi wynikami:
Czas 00:30:53
Miejsce 158 w kategorii Open
Nie jest źle, jak na pierwszy start w takiej imprezie, miejsce w połowie stawki...

 Rower przed startem na bagażniku
 Maszyna gotowa do startu
Kolejny numer startowy do kolekcji
 Dyplom wisi na ścianie
 Medal (awers)
 Medal (rewers)

Na sam koniec trasa zarejestrowana za pomocą Ride With GPS (wyświetlany czas jest całkowitym ze staniem w kolejce do linii startu):

środa, 24 czerwca 2015

Kands Galileo

Witajcie
W najbliższym czasie, dokładnie w przyszłym tygodniu w moim parku rowerowym, czyli dokładnie w przedpokoju zaparkuje kolejny rower. Nówka z salonu. Będzie to drugi rower mojej żony, stary Crosswind pójdzie w odstawkę, niestety nawet na okazjonalne przejażdżki okazał się być słaby i nie sprostał zadaniu. Problemów było z nim kilka, jednak nie o nim ma być wpis a o zapowiedzi nowego członka rodziny.
Zdjęcie jest autorstwa firmy F.H.U TOMKARI z Czechowic Dziedzic

Wygląd już znacie, oczywiście po przywiezieniu go do domu zrobimy nasze zdjęcia i zamieścimy je na tej stronie, tak samo jak sprawozdanie z pierwszych kilometrów. Specyfikacja roweru przedstawia się następująco:
  • Rama 19"
  •  Widelec sztywny
  • Manetki - klamkomanetki Shimano ST-EF51 3x7
  • Hamulce V-break aluminiowe Sacoon
  • Przerzutki Shimano TZ-30 (przód); RD-TX-35 (tył)
  • Korba Prowheel
  • Kaseta 7rzędkowa TZ21 CP
  • Łańcuch Shimano HG-40
  • Piasty Aluminiowe JoyTech
  • Obręcze Aluminowe, wzmacniane, dwukomorowe, stożkowe Kands MAXX
  • Opony SCT 700x38C
  • Siodełko Vader
Galileo będzie drugim rowerem firmy Kands w rodzinie, na moim Energy 500 mam przejechane 2300 km i jak do tej pory nic przy nim nie musiałem robić poza czyszczeniem i smarowaniem, czyli rzeczy eksploatacyjne. Markę darze dużym zaufaniem i mam nadzieje że Galileo mnie nie zawiedzie i Kasia pokona na nim tysiące kilometrów bez żadnych awarii. Rower jest kompletnie wyposażony (widać na zdjęciu) w oświetlenie, stopkę, bagażnik i błotniki co przydatne jest w jeździe miejskiej i okazjonalnych wypadach poza miasto (mam nadzieję że będą jednak przeważać). Opcjonalnie dokupimy do roweru koszyk na kierownicę oraz licznik rowerowy.
Rower jak zapewne dociekliwi zauważyli jest na 28" kołach, ma to dać większy komfort jazdy żonie.
Sprawozdanie niebawem na niniejszym blogu, a także w miarę możliwości powstanie krótki film o Kandsie Energy 500 oraz Galileo.

sobota, 6 czerwca 2015

Dwa Jeziora i dwa koła

Witajcie
Ten tydzień obfitował u mnie w wypady rowerowe, na siedem dni cztery spędziłem nabijając kolejne kilometry w tym sezonie. Pogoda dopisywała, co sprawiło że kilometry pokonywałem dość sprawnie. W czasie czterech wyjazdów pokonałem przeszło 200 km, wypiłem ok. 5 litrów wody i spałaszowałem sporo batonów zbożowych. Najkrótsza trasa miała 30 km, najdłuższa przeszło 70.
Wszystkie wyjazdy łączył wspólny mianownik - zbiorniki wodne.

Niedziela (31.05.2015) - Sarnów
Przejazd rejestrowałem jak zawsze aplikacją Ride with GPS, przez dłuższą chwilę mój telefon nie mógł złapać fixa, przez co nie mam zapisanych pierwszych 2-3 km. Odległość pokonana to ok. 37-38 km, a zarejestrowana RwGPS 35,3 km. Początkowo miałem jechać zupełnie gdzie indziej jednak w po kilku kilometrach stwierdziłem że jadę na Pogorię a dalej się zobaczy. Przejechałem przez Zagórze i dotarłem do Pogorii III, następnie lewą stroną przez Piekło na Pogorię IV. Na Mariankach skręciłem na Sarnów skąd przez Łagiszę i okolice zamku wróciłem do domu.


Wtorek (02.06.2015) - Wojkowice Kościelne
Celem miał być zalew Przeczycki, po drobnych błędach nawigacyjnych cel nie został osiągnięty, jednak dystans pokonany to 60 km. Wyruszyłem wieczorem kiedy za oknem temperatura spadła. Przejazd przez Będzin do Pogorii III, lewą stroną do Pogorii IV, a następnie lewą stroną do Wojkowic Kościelnych. Dalsza droga miała być również dziecinnie prosta, jak się okazuje źle zapamiętałem skręt i wylądowałem kawałek od zalewu. Niestety pora zaczynała być już późna, nie chciałem zbytnio wracać po zmroku, co ogólnie by mi nie przeszkadzało z moim oświetleniem, jednak postanowiłem sobie odpuścić, jak się okazuje zupełnie niepotrzebnie bo wystarczyło by mi ok 10 min. Samą miejscowość Przeczyce zdobyłem. Wracałem ponownie lewą stroną Pogorii IV, Pogorię III objechałem zaś z prawej strony przez co można uznać że zrobiłem w okół niej koło. Dalsza droga ponownie przez Będzin do domu.

Środa (03.06.2015) - Rogoźnik
Tak jak dzień wcześniej cel podróży był zupełnie inny niż zdobyty, jednak  z samego wyjazdu jestem w pełni zadowolony, szczególnie że ponownie pokonane zostało 45 km i sporo górek. Początek trasy wiódł przez Sosnowieckie Piaski, następnie Czeladź do Wojkowic. Niestety zostałem niemiło zaskoczony ponieważ droga w Wojkowicach jest rozkopana, chodnika czy pobocza brak, a ruch wahadłowy, szczęśliwie za dużo samochodów nie jechało więc nikt mi na plecach nie siedział. Przed parkiem w Wojkowicach skręciłem na Rogoźnik licząc na zdobycie tego zalewu. Pokonując kolejne wzniesienia i kilometry zaczynałem w to wątpić do momentu zauważenia niewielkiego parkingu i drogi pieszo-rowerowej. Rogoźnik I zaliczony, czas ruszać dalej. Spojrzałem na mapę przed urzędem miejskim w Dobieszowicach i zamiast pojechać prosto skręciłem w lewo. W Bobrownikach obrałem drogę na Piekary Śląskie, a następnie na Wojkowice i do domu. Tutaj przytrafiła mi się mała przygoda, Przestała mi działać przerzutka z przodu i miałem tylko środkowe przełożenie, o ile pod górki problemów nie było, o tyle na płaskim i z górek jechało się nie ciekawie. Z Wojkowic postanowiłem pojechać do Grodźca, a następnie do Będzina. W połowie drogi Wojkowice - Będzin, gdzieś po środku Grodźca na ścieżce rowerowej wyrosnął mi samochód. Stał przed bramą do domu zastawiając całą szerokość ścieżki. Nie miałem ochoty dzwonić na policję czy też straż miejską, jednak zdjęcie poszło w świat. Po dotarciu do Będzina sprawdziłem baryłkę przy manetce i okazało się że jest wykręcona, stąd problem z przerzutką. Dokręciłem i wszystko zaczęło działać jak należy. Spod Zamku w Będzinie szybki powrót do domu. Trasa miała dokładnie 44,1 km.


Sobota (06.06.2015) - Pyrzowice, Świerklaniec
Najdłuższy wyjazd pod względem pokonanych kilometrów - 70. Początkowo chciałem dojechać do lotniska w Pyrzowicach, a następnie wrócić do domu przez Pogorię, jednak w czasie jazdy plan skorygowałem. Początkowo pojechałem do Będzina, następnie Łagisza i dalej Grodków, Strzyżowice, bokiem Góra Siewierska i Sączów. Przekrój trasy cudowny, w górę i w dół. Kolejny punkt trasy to Ożarowice i po chwili cel - lotnisko w Pyrzowicach. Nic akurat nie startowało więc skierowałem się do Miasteczka Śląskiego, bu pokonać jego najdalsze dzielnice i ruszyć do Świerklańca. W końcu wjechałem na trasę 78 i całe szczęście że droga jest szeroka i jest gdzie uciekać. Niestety kierowcy często jeszcze nie uważają rowerzystów za uczestników ruchu, w tym przypadku stereotypowi kierowcy pojazdów marki zaczynającej się na B. jadący w kierunku przeciwnym do mojego postanowili wykonać manewr wyprzedzania. Można rzec że gdyby nie pobocze pewnie skończyło by się tragedią. Oczywiście nie mam nic do kierowców marki na B. jednak mała, wąska grupa wyrabia im opinię u wielu osób, zresztą to mogli być również kierowcy pojazdów marek na V, R, F czy jeszcze innych. To był jedyny incydent w ostatnim czasie z kierowcami których spotykam. Po pokonaniu kolejnych kilku kilometrów park i jezioro Świerklaniec zdobyłem. Tutaj muszę stwierdzić że władze parku nie radzą sobie w kwestii przygotowania go do dużego ruchu pieszo rowerowego, myślę że jakby były tam chociaż wymalowane linie odgradzające część pieszą od rowerowej wszystkim żyłoby się lepiej, a tak piesi muszą uważać na rowerzystów, a rowerzyści na pieszych i kombinować jak ominąć grupę poruszającą się całą szerokością alejki. Przyszedł czas na powrót, wybrałem drogę przez Piekary Śląskie, Czeladź i Będzin. Kilka podjazdów i zjazdów, nakręcone ostatnie 30 km i dotarłem do domu, spocony, aczkolwiek szczęśliwy.


Statystyki z całego tydonia:
Dystans: 207,2 km
Podjazdy: +1551 m
Czas: 9h 5 min
Spalone kalorie: 3930 kcal
Zaliczone nowe gminy: 4

sobota, 23 maja 2015

Na kole do Bytomia

Witajcie
Najwyższy czas zmotywować się i wrócić do regularnej jazdy na rowerze. Pogoda za oknem nie jest najlepsza, jednak jak nie pada można spokojnie nawijać kolejne kilometry na rowerze. Z powodów organizacyjnych nie bardzo jest czas na takie przyjemności, jednak jak nie zacznę jeździć to pokonanie w wakacje 800 kilometrów stanie się niewykonalne.

Bytom - stary plan wyjazdu
Do Bytomia na rowerze chciałem już jechać w zeszłym roku, zawsze znajdowałem jednak jakąś wymówkę żeby zmienić kierunek jazdy, teraz postanowiłem jednak wsiąść na moje koło i pocisnąć do tego miasta. Co chciałem zaliczyć w Bytomiu do końca nie wiedziałem, jednak sam dojazd do rogatek miasta miał już być realizacją planu. Droga którą wybrałem była mi dobrze znana z wyjazdów samochodem do jednostki wojskowej w tym mieści.

Trasa przejazdu:

Początkowo kierowałem się do Czeladzi, nie chciałem jechać całości główną drogą łączącą Sosnowiec z Czeladzią, wybrałem więc opcję tyłami. Niestety ten plan nie do końca był dopracowany ponieważ do wyboru miałem dość wczesny wjazd na DK94 albo na wspomnianą wcześniej drogę. Wybrałem opcję drugą. W Czeladzi dużego wyboru nie miałem, do Bytomia prowadzi właściwie tylko DK94, chyba że chciałbym dołożyć jeszcze kilka kilometrów co przy zachmurzonym niebie nie przekonywało mnie. Tempo dojazdu do Bytomia było odpowiednie poza pokonywaniem wzniesień na liczniku było ciągle powyżej 20 km/h, momentami nawet powyżej 30 km/h. Na 17 km pojawiła się tabliczka Bytom, czas najwyższy na opracowanie planu powrotu.

Chorzów w deszczu
W Bytomiu wjechałem na starówkę, a właściwie tylko jej okolice i wybrałem opcję jazdy powrotnej przez Chorzów. Tutaj również jazda drogą główną DK79, ruch szczęśliwie nie był duży, pojawił się jednak inny problem. Chmury postanowiły spłatać mi psikusa, zaczął padać deszcz. Z każdą chwilą było gorzej opady deszczu wzmagały się, nie poddałem się i jechałem dalej. W końcu w okolicach Parku Śląskiego deszcz ustąpił, ja jednak byłem wystarczająco mokry. Z parku pojechałem do Katowic, skąd przez Szopienice wróciłem do domu.

Podsumowanie
Cała trasa miała dystans: 44 km (42 zarejestrowane)
Czas: 2:10:37 (zarejestrowane)
Średnia prędkość: 20,8 km/h
Zaliczone gminy (nowe): 1

Plany
Podczas tego wyjazdu pojawił się plan kolejnego wypadu rowerowego, długość trasy dłuższa dwukrotnie, do zaliczenia kolejne gminy - cztery. Jak ma wyglądać trasa przedstawiam na mapie poniżej:

niedziela, 3 maja 2015

Dębowy Włóczykij - relacja

Witajcie

Tradycją stało się że dzień po jakiejś imprezie, na tej stronie zamieszczam relację. Impreza której dotyczy wpis to Rowerowy Rajd na Orientację "Dębowy Włóczykij". Trasa wybrana przeze mnie to 40 km. Oficjalnych wyników czasowych jeszcze nie ma, pojawią się na pewno w najbliższych dniach.

Przed startem

Biuro zawodów zostało otwarte zgodnie z regulaminem o godzinie 11.30, o tej porze zgłosiłem się również ja. Pobrałem pakiet startowy składający się z numeru startowego, karty kontrolnej, "bonu" na kiełbaskę oraz kilku ulotek.

Numer Startowy
Kands przed startem
 Mapa z PK cz.1
 Mapa z PK cz.2

14 Punktów Kontrolnych

Ekipa gotowa do startu, jedziemy w trzy osoby:
Ania, Robert i Łukasz.
Zanim wyruszamy ustalamy plan trasy, który w czasie jazdy ulega drobnym korektom, jednak na tym to polega, w czasie jazdy trzeba czasami podejmować szybkie decyzje. Do pokonania mamy 14 punktów kontrolnych i ok. 40 km, ile wyjdzie tego nikt nie wie.

PK 7 (mostek) - wyruszyliśmy jak większość osób zdobywając na początku wszystkie punkty w pobliżu bazy rajdu. Na pierwszy ogień "Mostek" i tłum ludzi przy perforatorze.

PK 5 (skrzyżowanie) - kierunek Pogoria III, szybki przejazd i odbicie na kartach kontrolnych, punkt widoczny z daleka.

PK 8 (skrzyżowanie) - wracamy do parku zielona, błędne decyzje nawigacyjne dokładają nam kilkadziesiąt metrów do całej trasy. Przy punkcie znajduje się kilka osób, jednak dało się normalnie odbić.

PK 3 (skrzyżowanie) - ostatnie w tym rajdzie, chwila dyskusji i podejmujemy odpowiednią decyzję o jeździe do tego punktu. Tempo wydaje się być niezłe, chociaż jazda miała być dla zabawy - rekreacyjna. Punkt namierzamy szybko.

PK 2 (mostek) - decyzja o zdobyciu tego punktu wydawała się być oczywista. Odległość od poprzedniego punktu nie jest duża. Wydawało nam się że popełniliśmy jakiś błąd w dojeździe, jednak w ostatniej chwili Robert zauważa konkurencję i wjeżdżamy na odpowiednią ścieżkę. Tutaj trzeba było uważać z zejściem do punktu, przy zbyt szybkim pokonaniu wału można było zaliczyć kąpiel.

PK 6 (słupek) - już na samym początku błąd w odczycie mapy, następnie błąd w podjęciu decyzji i na naszym koncie lądują kolejne dodatkowe metry. Zamiast skręcić w prawo jedziemy prosto i liczymy na przejazd przezd firmę, niestety okazuje się że czeka na nas płot. Szybko jednak to nadrabiamy, słupek dobrze oznakowany i kolejny punkt na naszym koncie.

PK 1 (ambona) - trasa przez las, spora grupa osób jadących do tego punktu ułatwi nam zadanie  znalezieniu go, jednak utrudnia w zdobyciu go szybciej. Na końcu niespodzianka, wspinaczka po drabinie żeby się odbić.

PK 9 (tama) - podążanie za innymi bardzo ułatwia pracę, punkt namierzony szybko, po drodze spotykamy grupę która zaliczyła awarię koła (właściwie to dętki).

PK 4 (mostek) - kolejny tego dnia tak nazwany punkt. Początkowo mieliśmy zdobyć go na końcu, jednak stwierdziliśmy że inna koncepcja trasy będzie lepsza i wydaje mi się że tak też było. Punkt ładnie schowany pod mostkiem, dla osób mało spostrzegawczych mógł sprawić sporo problemów, u nas Robert szybko go namierza.

PK 13 (kochbunkier) - do tego punktu wprawnie prowadzi Robert. Dla mnie te tereny okazują się nieznane, chociaż często w okolicy jeździłem. Od PK 4 mamy kawałek do pokonania. Punkt okazuje się dobrze zamaskowany, do tego perforator sprytnie schowany w bunkrze.

PK 10 (drzewo na wzniesieniu) - przejazd ok. 4 km leśnymi drogami to czysta przyjemność. Problem miał polegać na tym iż PK 10 miał być przesunięty o 3 mm w stosunku do mapy. Jadąc od PK 13 trudno było go przeoczyć, chociaż wzrok trzeba było troszkę wytężyć.

PK 11 (drzewo na wzniesieniu) - jeden z dłuższych przelotów, do tego sporo pedałowania pod górkę, końcówka była naprawdę ostra, jednak daliśmy radę dotrzeć i do tego punktu.

PK 12 (drzewo nad rzeką) - kolejny długi przelot, tym razem z górki, bardzo przyjemnie, po drodze mijamy wiele osób jadących od drugiej strony. Z oddali widzimy słupek który mylimy z PK, jednak po wejściu na wał rzeki znajduje się i punkt.

PK 14 (mostek) - ostatni mostek i zarazem nasz ostatni punkt. Mamy komplet, teraz pozostało już tylko wrócić do bazy rajdu.

 Ania wjeżdża na PK 11
 Widoki z PK 11
 PK 11 - Drzewo na wzniesieniu
 Robert na PK 11
Ania na PK 11

Wracamy drogą wzdłuż Pogorii IV. Jedziemy, jak nam się wydaje, na rekord. Pierwsze 20 km trasy pokonaliśmy w czasie 1h:20min co jest czasem naprawdę świetnym. Nogi dają się we znaki, dzień wcześniej jednak pokonałem przeszło 70 km niekoniecznie drogą i niekoniecznie w słońcu więc mają prawo. Tempo jest świetne, prędkość cały czas ponad 20 km/h, na ostatnich metrach Ania nabiera dodatkowych sił i finiszuje jako pierwsza z naszej trójki. Teraz już tylko kiełbaska i odpoczynek.

 Łukasz z żoną i Anią na mecie rajdu
 Robert i Ania na mecie rajdu
 Łukasz z żoną na mecie rajdu

Trasa naszego przejazdu:


Dzięki za świetną imprezę Monice i Tomkowi z Rowerowej Norki.
Do zobaczenia na kolejnych rajdach, mam nadzieję już niebawem.

środa, 29 kwietnia 2015

Dębowy Włóczykij - zapowiedź

Witajcie

Dębowy Włóczykij

Za dokładnie trzy dni powracam na trasy RNO (Rajdy Na Orientację), będzie to co prawda dopiero mój drugi start, jednak robię to z wielką przyjemnością. Ruszam na trasę zorganizowaną przez Rowerową Norkę, spodziewam się tak jak poprzednio świetnej zabawy i rewelacyjnego towarzystwa rodziny rowerowej. Trasa na jakiej startuje to rowerowa - 40 km, jednak dla osoby wnikliwe znajdą jeszcze dwie osoby z moim nazwiskiem na liście startowej, na trasie pieszej 15 km. Razem ze mną, tylko nie na rowerach, a pieszo startują rodzice, to będzie ich debiut w tego typu imprezie.
A tutaj plakat reklamujący imprezę:




Bobolice

Dzień przed "Dębowym Włóczykijem" wyruszam na trasę bardziej rekreacyjną, powiązaną z treningiem do sierpniowego wyjazdu. Ekipa "Rowerem Po Zdrowie" w osobach dwóch Łukaszy oraz Rafała wraz z podopiecznymi Domu Dziecka im. Dominika Savio w Sarnowie jedzie do Bobolic. W zeszłym roku zaliczyliśmy już trasę do Bobolic, wtedy jednak jechaliśmy w dwie osoby, teraz pojedzie nas więcej. Przewidywany przeze mnie dystans to ok. 140 km, chociaż pewnie wyjdzie więcej.

Po powrocie na pewno pojawi się tu opis trasy, oraz kilka zdjęć, w przyszłości również film, w chwili obecnej mam sporo materiału do montażu, czego jednak nie mogę powiedzieć o czasie na realizację tego.

Do zobaczenia gdzieś na trasie i moim blogu.

sobota, 25 kwietnia 2015

Rekreacyjny Rajd Rowerowy Kraków - Trzebinia

Witajcie
6.35 Sosnowiec
Dzwoni telefon, jednak to nie budzik który był nastawiony na 7.15, to dzwoni Tomek.
Informacja że plany uległy zmianie i musimy być o ósmej w Trzebini. Trzeba było szybko się ogarnąć i podjechać po Tomka.
6.52 - Będzin
Kolega wsiada do samochodu i ruszamy w trasę, naszym docelowym punktem jest Pałac w Młoszowej gdzie będą nasze rowery.
7.52 Młoszowa
Przebieramy się z ciuchów cywilnych na rowerowe i udajemy się do Trzebini, gdzie czekają na nas autobusy i ciężarówki na rowery. Kolejka na ulicy Ochronkowej jest naprawdę długa, idzie jednak w miarę sprawnie.
8.45 Trzebinia
Od samego rana coś szło nie tak, teraz brakło miejsca na nasze rowery i musimy czekać. Po chwili informacja żeby zostawić rowery i wsiadać do autobusów, a jak pojawi się ciężarówka to nasze sprzęty zostaną zapakowane i dostarczone do Krakowa.
9.40 Kraków
Jesteśmy na miejscu, oświadczenia podpisaliśmy w autobusie, ogólnie wszelkie formalności zostały załatwione w czasie podróży. Czekamy na nasze rowery.
11.30 Trasa Kraków - Trzebinia
Wyruszamy całą grupą, tak na oko jakieś 1000 osób i rowerów, jak się później okazuje było nas o wiele więcej. Początek przyjemny troszkę płaskiego, delikatne wzniesienia, jedziemy w grupie, aż do pierwszego podjazdu kiedy to peleton się rozciąga i zaczyna dzielić na mniejsze grupki. Nasza ekipa po dojechaniu na szczyt zatrzymuje się by poczekać na najwolniejszych z nas. Jest też pierwsza awaria - Jacek łapie kapcia. Wóz techniczny załatwia sprawę pompując koło. Ruszamy dalej i po pokonaniu kolejnych kilku kilometrów kolejny postój, Jacek znów łapie kapcia. Wymiana dętki, ogólnie serwis z prędkością Pit Stopów z F1 i możemy kontynuować jazdę. Peleton dawno odjechał, część grup przed nami, część za nami, jedziemy własnym tempem. W Kryspinowie nad zalewem kolejny krótki postój, tym razem na papieroska i żeby uzupełnić płyny.
W okolicach Mnikowa robimy ostatni wspólny postój i ja ruszam do przodu. Słoneczko cały czas przyjemnie grzeje, teren mocno pagórkowaty, nie przeszkadza mi to w rozwijaniu prędkości w okolicach 25 - 30 km/h. Droga wiedzie przez Tenczyński Park Krajobrazowy, genialne tereny na rowerowe przejażdżki. Zaczynam doganiać coraz większą ilość osób, mijam zarówno osoby starsze, jak również młodsze, dzieciaki i dorosłych, pojedynczych kolarzy, jak i całe kluby rowerowe. Jest genialnie. Do mety coraz bliżej, nie poddaje się i pedałuję, jadę wciąż do przodu. W końcu mijam tabliczkę 5km, 3km, 1km i Meta. Zostałem zanotowany, teraz można udać się pod Pałac w Młoszowej i zaczekać na resztę grupy, która dociera 40 minut po mnie.

Mapka z dzisiejszej aktywności i zarazem log całej trasy Rodzinnego Rajdu Rowerowego Kraków - Trzebinia:



W przyszłym roku również jedziemy i bierzemy się do roboty by trasę pokonać w nieco lepszym tempie.
Niebawem zamieszczę film na moim kanale youtube, a na oficjalnej stronie facebookowej Rowerem Po Zdrowie, znajdą się wykonane przeze mnie zdjęcia, kilka udało mi się wykonać.

Przy okazji mapka z zaliczonymi przeze mnie gminami została uzupełniona o kolejne 4 gminy.

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

WPKiW Chorzów oraz awaria statywu

Witajcie
W dniu wczorajszym wybrałem się na przejażdżkę, w planach było pokręcenie kilometrów w parku w Chorzowie, nie wziąłem jednak pod uwagę kilku rzeczy, a mianowicie:
-Jest Niedziela - wolne więc ludzie wychodzą na spacery
-Jest ciepło - wychodzi jeszcze więcej ludzi na spacery
-Jest pora poobiadowa - na spacer do parku przyszło chyba z pół województwa

Na alejkach parkowych, ścieżkach rowerowych i wszędzie gdzie się da piesi, rolkarze, biegacze, rowerzyści i kto tam jeszcze mógł. Jak szybko do parku wjechałem, tak też szybko z tego parku wyjechałem. Nie było prawie gdzie jechać, slalom między ludźmi, małe dzieci nie patrzące na nic z rodzicami którzy te dzieci mają najwyraźniej gdzieś bo jak wytłumaczyć że nie widzą jak dzieciak biegnie wprost pod koła jadącego roweru?
Zacznijmy jednak od samego początku czyli dojazdu do samego parku, ponieważ pojechałem inaczej niż zawsze, co możecie zobaczyć na załączonej mapce. Dojazd do Dąbrówki Małej przebiegał standardowo koło stadionu ludowego, Borki i stamtąd już przez Dąbrowkę Małą do Siemianowic Śląskich, jazda cały czas drogą ale jakoś trzeba sobie radzić. Na drodze kilka delikatnych wzniesień które niejaką są rozgrzewką przed samymi Siemianowicami, a dokładnie Bytkowem. W centrum skierowałem się na siedzibę TVP jednak na rondzie skręciłem na Bytków i zaczyna się wspinaczka. Podjazd nie jest ostry, jednak jego długość sprawia że zajmuje on troszkę czasu. Następnie zjazd w dół i kolejny podjazd już praktycznie pod sam parki, przejeżdżając obok wieży telewizyjnej. Wjeżdżam do parku od strony planetarium, nierówna kostka wprowadza rower w stan masażu pośladków. Po chwilowym płaskim odcinku czas na zjazd w dół, ścieżką rowerową, slalomem między ludźmi i tutaj na zjeździe przy prędkości ok. 50 km/h awaria statywu na kamerę który wyrzuca kamerę z casem do przodu i prawie zabija dziesięć osób, piętnaście ciężko rani, a kolejnych trzydzieści tylko delikatnie. Zebrałem to co było do zebrania i zjechałem na dół już spokojniejszym tempem. Na dole okazuje się że kamera jest cała, a statyw będzie dało się naprawić bez żadnych problemów tylko trzeba poszukać jakiegoś innego na tak ekstremalne zjazdy, a ten zostawić na asfalty. Spokojnym tempem udałem się do wyjazdu z parku i skierowałem na Brynów / Ligotę, gdzie również musiałem przemieszczać się ulicami ponieważ ścieżek w tym kierunku nie ma. Droga ma troszkę delikatnych wzniesień, ale również zjazdów. Przed Ligotą nawrotka na rondku i jazda w kierunku centrum Katowic przez które przejechałem, następnie wałami Brynicy do Szopienic i powrót do domu ulicą Sosnowiecką oraz Sobieskiego.

Łącznie nakręciłem 37 kilometrów w czasie 1:53:11 (czas poruszania się, nie wliczając postojów na światłach)


Zarejestrowany fragment przejazdu w postaci filmu opublikuję w okolicach środy jak tylko zmontuję cały materiał.

piątek, 20 marca 2015

Początek kolejnego sezonu

Witajcie
Dawno nie było na moim blogu żadnego wpisu, nie dawałem znać co nowego, nadeszła jednak pora by nadrobić wszystkie zaległości. Od Grudnia sporo się wydarzyło i jest o czym pisać, oraz czym się chwalić.

Sezon 2015
Ten rok ma być rekordowy pod wieloma względami dla mnie oraz mojego roweru. Założenia są ambitne, mam jednak nadzieję że uda się je osiągnąć. W tym roku/sezonie zaplanowałem pokonać łącznie ok. 5000 km na rowerze. Wydaje się że jest to sporo, jak jednak policzyłem w trybie spokojnym pokonam tą odległość, biorąc pod uwagę fakt że w sierpniu czeka mnie 800 kilometrowy wyjazd na dwóch kółkach, pozostaje już tylko 4200 km do pokonania. Nie chce jednak sypać tutaj moimi wyliczeniami ponieważ będzie to bez sensu, a blog nie jest o tematyce matematycznej. Pierwszy wyjazd w tym sezonie mam już za sobą, zresztą drugi również, łącznie pokonałem niespełna 80 kilometrów, jednak nie można rzucać się od razu na głęboką wodę, organizm trzeba na spokojnie rozjeździć. Pierwsza trasa miała 36 kilometrów, druga już 40, na końcu wpisu zamieszczę mapki oraz linki do tych przejazdów.

Rower i zmiany
Od zakończenia sezonu w moim sprzęcie praktycznie nic się nie zmieniło poza ilością błota, która sukcesywnie się powiększa. Zmiany jednak nastąpią, przede wszystkim zamierzam dokupić sakwę na telefon oraz zmienić obecnie posiadaną na kierownicy na nową. Przybędzie również nowy gadżet jeżeli chodzi o elektronikę, mam w planach zakupić loger GPS firmy Holux, Garmin pozostaje poza zasięgiem finansowym, a na moje potrzeby tańszy sprzęt wystarczy. Kolejne zmiany będą typowo techniczne, na pewno muszę zmienić pedały, dokupić rogi oraz wszelkie linki wymienić na nowe, a w trakcie sezonu na pewno coś jeszcze wyskoczy.

Akcja "Rowerem Po Zdrowie"
Jak większość z Was wie jestem współorganizatorem akcji charytatywnej "Rowerem Po Zdrowie". Przez ostatnie kilka miesięcy udało nam się załatwić sporo spraw, a właściwie to dwie najważniejsze. Przede wszystkim mamy fundację która będzie niejako naszym patronem, cel całej akcji również uległ zmianie. Oficjalnie mogę powiedzieć że jedziemy dla dzieci z Domu Dziecka im. Dominika Savio w Dąbrowie Górniczej. Dyrektor placówki zbiera fundusze na budowę kompleksu boisk typu "orlik", koszty przekraczają jednak możliwości samej placówki, stąd nasz pomysł na pomoc. Razem z nami pojedzie grupa podopiecznych tej placówki wraz ze swoimi opiekunami. Dla nas będzie to nowe doświadczenie, a dla dzieciaków wspaniała przygoda.
Do załatwienia pozostało jeszcze sporo spraw, o wszystkim jednak na bieżąco możecie się dowiedzieć z naszego Facebooka oraz strony internetowej.
Jeżeli chcesz nam w jakikolwiek sposób pomóc pisz na maila:
rowerempozdrowie.pl@gmail.com

Przejazdy:
Pogoria III

WPKiW Chorzów