sobota, 27 czerwca 2015

XXI Wyścig Rowerów Górskich

Witajcie
W dniu dzisiejszym odbyła się próba dla mojej kondycji - wynik trzeba nad nią popracować. Osoby które śledzą mojego facebooka, wiedzą że w dniu dzisiejszym w Jaworznie odbywał się XXI Rajd Rowerów Górskich - impreza organizowana nieprzerwanie od 1995 roku i najstarszy tego typu wyścig w Polsce. Głównym organizatorem było Miejskie Centrum Kultury i Sportu w Jaworznie, a partnerem Tauron.
Z domu wyjechałem o godzinie 7:40 z rowerem na bagażniku, to był mój drugi wyjazd z przewozem roweru na samochodzie, nie chciałem się spóźnić ponieważ biuro zawodów rozpoczynało pracę o 9:00 a miejsc parkingowych w okolicy mało. Jadąc niespiesznie dotarłem do celu przed otwarciem biura zawodów i jako pierwszy. Rozpakowałem rower i wykonałem przejazd próbny, sprawdzając czy nie trzeba podregulować sprzętu. Wszystko okazało się w porządku więc przyszedł czas na odwiedzenie Geosfery w Jaworznie gdzie ulokowany był start - pozdrowienia dla marudnego ochroniarza, oraz wspinaczka na most z którego rozciąga się genialny widok, w dniu dzisiejszym akurat na start i metę wyścigu, a także fragment Geosfery.

Gdy wybiła godzina 10:50 przyszedł czas na odprawę techniczną podczas której okazało się że nie ma startu z podziałem na grupy a wszyscy startują prawie równocześnie. Na linię startu podjeżdżaliśmy po 4 osoby, zakładano nam chipy i długa na trasę. Pierwsze metry z górki, a dokładnie ok. 300 metrów i licznik wskazuje niespełna 50 km/h, zakręt i zaczyna się teren i stromy podjazd. Kolejne zakręty, proste, a ja do prawie czwartego kilometra mam zadyszkę, zbyt ostry start dał się we znaki. Co chwilę ktoś mnie wyprzedza, ale również i ja wyprzedzam innych. Piach pokonany, średnia ok. 20 km/h jak do tej pory i jazda leśnymi oraz polnymi dróżkami. Po pokonaniu szóstego kilometra kawałek asfaltu, prędkość wzrasta, niestety radość trwa krótko, po chwili znów leśna dróżka i do tego delikatny długi podjazd. Jak jest podjazd musi być i zjazd, szybko w dół, nawrotka i jazda po betonowych płytach. Na ostatnim podjeździe wyprzedza mnie kolejny zawodnik, jednak po wjeździe na asfalt przyciskam mocniej ostatnimi siłami i niczym rasowy zawodnik z Tour de France wpadam na linię mety. Odpięcie chipa, odbiór zestawu od partnera wyścigu oraz zasłużony odpoczynek. Nie czekałem do końca imprezy, spakowałem rower na samochód i wróciłem do domu. Po wjeździe do Sosnowca SMS z nieoficjalnymi wynikami:
Czas 00:30:53
Miejsce 158 w kategorii Open
Nie jest źle, jak na pierwszy start w takiej imprezie, miejsce w połowie stawki...

 Rower przed startem na bagażniku
 Maszyna gotowa do startu
Kolejny numer startowy do kolekcji
 Dyplom wisi na ścianie
 Medal (awers)
 Medal (rewers)

Na sam koniec trasa zarejestrowana za pomocą Ride With GPS (wyświetlany czas jest całkowitym ze staniem w kolejce do linii startu):

środa, 24 czerwca 2015

Kands Galileo

Witajcie
W najbliższym czasie, dokładnie w przyszłym tygodniu w moim parku rowerowym, czyli dokładnie w przedpokoju zaparkuje kolejny rower. Nówka z salonu. Będzie to drugi rower mojej żony, stary Crosswind pójdzie w odstawkę, niestety nawet na okazjonalne przejażdżki okazał się być słaby i nie sprostał zadaniu. Problemów było z nim kilka, jednak nie o nim ma być wpis a o zapowiedzi nowego członka rodziny.
Zdjęcie jest autorstwa firmy F.H.U TOMKARI z Czechowic Dziedzic

Wygląd już znacie, oczywiście po przywiezieniu go do domu zrobimy nasze zdjęcia i zamieścimy je na tej stronie, tak samo jak sprawozdanie z pierwszych kilometrów. Specyfikacja roweru przedstawia się następująco:
  • Rama 19"
  •  Widelec sztywny
  • Manetki - klamkomanetki Shimano ST-EF51 3x7
  • Hamulce V-break aluminiowe Sacoon
  • Przerzutki Shimano TZ-30 (przód); RD-TX-35 (tył)
  • Korba Prowheel
  • Kaseta 7rzędkowa TZ21 CP
  • Łańcuch Shimano HG-40
  • Piasty Aluminiowe JoyTech
  • Obręcze Aluminowe, wzmacniane, dwukomorowe, stożkowe Kands MAXX
  • Opony SCT 700x38C
  • Siodełko Vader
Galileo będzie drugim rowerem firmy Kands w rodzinie, na moim Energy 500 mam przejechane 2300 km i jak do tej pory nic przy nim nie musiałem robić poza czyszczeniem i smarowaniem, czyli rzeczy eksploatacyjne. Markę darze dużym zaufaniem i mam nadzieje że Galileo mnie nie zawiedzie i Kasia pokona na nim tysiące kilometrów bez żadnych awarii. Rower jest kompletnie wyposażony (widać na zdjęciu) w oświetlenie, stopkę, bagażnik i błotniki co przydatne jest w jeździe miejskiej i okazjonalnych wypadach poza miasto (mam nadzieję że będą jednak przeważać). Opcjonalnie dokupimy do roweru koszyk na kierownicę oraz licznik rowerowy.
Rower jak zapewne dociekliwi zauważyli jest na 28" kołach, ma to dać większy komfort jazdy żonie.
Sprawozdanie niebawem na niniejszym blogu, a także w miarę możliwości powstanie krótki film o Kandsie Energy 500 oraz Galileo.

sobota, 6 czerwca 2015

Dwa Jeziora i dwa koła

Witajcie
Ten tydzień obfitował u mnie w wypady rowerowe, na siedem dni cztery spędziłem nabijając kolejne kilometry w tym sezonie. Pogoda dopisywała, co sprawiło że kilometry pokonywałem dość sprawnie. W czasie czterech wyjazdów pokonałem przeszło 200 km, wypiłem ok. 5 litrów wody i spałaszowałem sporo batonów zbożowych. Najkrótsza trasa miała 30 km, najdłuższa przeszło 70.
Wszystkie wyjazdy łączył wspólny mianownik - zbiorniki wodne.

Niedziela (31.05.2015) - Sarnów
Przejazd rejestrowałem jak zawsze aplikacją Ride with GPS, przez dłuższą chwilę mój telefon nie mógł złapać fixa, przez co nie mam zapisanych pierwszych 2-3 km. Odległość pokonana to ok. 37-38 km, a zarejestrowana RwGPS 35,3 km. Początkowo miałem jechać zupełnie gdzie indziej jednak w po kilku kilometrach stwierdziłem że jadę na Pogorię a dalej się zobaczy. Przejechałem przez Zagórze i dotarłem do Pogorii III, następnie lewą stroną przez Piekło na Pogorię IV. Na Mariankach skręciłem na Sarnów skąd przez Łagiszę i okolice zamku wróciłem do domu.


Wtorek (02.06.2015) - Wojkowice Kościelne
Celem miał być zalew Przeczycki, po drobnych błędach nawigacyjnych cel nie został osiągnięty, jednak dystans pokonany to 60 km. Wyruszyłem wieczorem kiedy za oknem temperatura spadła. Przejazd przez Będzin do Pogorii III, lewą stroną do Pogorii IV, a następnie lewą stroną do Wojkowic Kościelnych. Dalsza droga miała być również dziecinnie prosta, jak się okazuje źle zapamiętałem skręt i wylądowałem kawałek od zalewu. Niestety pora zaczynała być już późna, nie chciałem zbytnio wracać po zmroku, co ogólnie by mi nie przeszkadzało z moim oświetleniem, jednak postanowiłem sobie odpuścić, jak się okazuje zupełnie niepotrzebnie bo wystarczyło by mi ok 10 min. Samą miejscowość Przeczyce zdobyłem. Wracałem ponownie lewą stroną Pogorii IV, Pogorię III objechałem zaś z prawej strony przez co można uznać że zrobiłem w okół niej koło. Dalsza droga ponownie przez Będzin do domu.

Środa (03.06.2015) - Rogoźnik
Tak jak dzień wcześniej cel podróży był zupełnie inny niż zdobyty, jednak  z samego wyjazdu jestem w pełni zadowolony, szczególnie że ponownie pokonane zostało 45 km i sporo górek. Początek trasy wiódł przez Sosnowieckie Piaski, następnie Czeladź do Wojkowic. Niestety zostałem niemiło zaskoczony ponieważ droga w Wojkowicach jest rozkopana, chodnika czy pobocza brak, a ruch wahadłowy, szczęśliwie za dużo samochodów nie jechało więc nikt mi na plecach nie siedział. Przed parkiem w Wojkowicach skręciłem na Rogoźnik licząc na zdobycie tego zalewu. Pokonując kolejne wzniesienia i kilometry zaczynałem w to wątpić do momentu zauważenia niewielkiego parkingu i drogi pieszo-rowerowej. Rogoźnik I zaliczony, czas ruszać dalej. Spojrzałem na mapę przed urzędem miejskim w Dobieszowicach i zamiast pojechać prosto skręciłem w lewo. W Bobrownikach obrałem drogę na Piekary Śląskie, a następnie na Wojkowice i do domu. Tutaj przytrafiła mi się mała przygoda, Przestała mi działać przerzutka z przodu i miałem tylko środkowe przełożenie, o ile pod górki problemów nie było, o tyle na płaskim i z górek jechało się nie ciekawie. Z Wojkowic postanowiłem pojechać do Grodźca, a następnie do Będzina. W połowie drogi Wojkowice - Będzin, gdzieś po środku Grodźca na ścieżce rowerowej wyrosnął mi samochód. Stał przed bramą do domu zastawiając całą szerokość ścieżki. Nie miałem ochoty dzwonić na policję czy też straż miejską, jednak zdjęcie poszło w świat. Po dotarciu do Będzina sprawdziłem baryłkę przy manetce i okazało się że jest wykręcona, stąd problem z przerzutką. Dokręciłem i wszystko zaczęło działać jak należy. Spod Zamku w Będzinie szybki powrót do domu. Trasa miała dokładnie 44,1 km.


Sobota (06.06.2015) - Pyrzowice, Świerklaniec
Najdłuższy wyjazd pod względem pokonanych kilometrów - 70. Początkowo chciałem dojechać do lotniska w Pyrzowicach, a następnie wrócić do domu przez Pogorię, jednak w czasie jazdy plan skorygowałem. Początkowo pojechałem do Będzina, następnie Łagisza i dalej Grodków, Strzyżowice, bokiem Góra Siewierska i Sączów. Przekrój trasy cudowny, w górę i w dół. Kolejny punkt trasy to Ożarowice i po chwili cel - lotnisko w Pyrzowicach. Nic akurat nie startowało więc skierowałem się do Miasteczka Śląskiego, bu pokonać jego najdalsze dzielnice i ruszyć do Świerklańca. W końcu wjechałem na trasę 78 i całe szczęście że droga jest szeroka i jest gdzie uciekać. Niestety kierowcy często jeszcze nie uważają rowerzystów za uczestników ruchu, w tym przypadku stereotypowi kierowcy pojazdów marki zaczynającej się na B. jadący w kierunku przeciwnym do mojego postanowili wykonać manewr wyprzedzania. Można rzec że gdyby nie pobocze pewnie skończyło by się tragedią. Oczywiście nie mam nic do kierowców marki na B. jednak mała, wąska grupa wyrabia im opinię u wielu osób, zresztą to mogli być również kierowcy pojazdów marek na V, R, F czy jeszcze innych. To był jedyny incydent w ostatnim czasie z kierowcami których spotykam. Po pokonaniu kolejnych kilku kilometrów park i jezioro Świerklaniec zdobyłem. Tutaj muszę stwierdzić że władze parku nie radzą sobie w kwestii przygotowania go do dużego ruchu pieszo rowerowego, myślę że jakby były tam chociaż wymalowane linie odgradzające część pieszą od rowerowej wszystkim żyłoby się lepiej, a tak piesi muszą uważać na rowerzystów, a rowerzyści na pieszych i kombinować jak ominąć grupę poruszającą się całą szerokością alejki. Przyszedł czas na powrót, wybrałem drogę przez Piekary Śląskie, Czeladź i Będzin. Kilka podjazdów i zjazdów, nakręcone ostatnie 30 km i dotarłem do domu, spocony, aczkolwiek szczęśliwy.


Statystyki z całego tydonia:
Dystans: 207,2 km
Podjazdy: +1551 m
Czas: 9h 5 min
Spalone kalorie: 3930 kcal
Zaliczone nowe gminy: 4