piątek, 16 lipca 2021

Szlak Metalurgów

Po wycieczce przez śląskie miasta i wsie pora poznać Zagłębie Dąbrowskie. Tym razem szlak również z historią w tle, jednak zupełnie inną. Cofamy się w czasie do XIX wieku i rewolucji przemysłowej. Ruszamy na szlak Metalurgów. Wiele przewodników poraje miejsce rozpoczęcia szlaku w Dąbrowie Górniczej, dokładnie na stacji kolejowej Dąbrowa Górnicza Gołonóg, ja postanowiłem przejechać go w odwrotnym kierunku. Zabieram Was więc do dzielnicy Maczki w Sosnowcu, a dokładniej do Starych Maczek. Zanim napiszę kilka słów o miejscu startu, muszę nadmienić iż sam szlak metalurgów prezentowany jest jako szlak pieszy, jego oznakowanie na początku sugeruje również szlak konny. Spokojnie jednak można wybrać się na rowerze, nawet szosa powinna tu dać radę.


Maczki, daw. Granica jest wschodnią dzielnicą Sosnowca, czyli miasta które żartobliwie nazywane jest najbardziej wysuniętą na południe dzielnicą Warszawy. Maczki posiadają tradycję kolejarskie wynikające ze swojego położenia na historycznej mapie Europy, znajdowały się one na granicy dwóch zaborów Rosyjskiego i Austriackiego. Maczki znajdowały się na pierwszym w Polsce szlaku kolejowym zwanym żelazną Drogą Warszawsko-Wiedeńską. Był to największy węzeł graniczny imperium Romanów. Rozwój gospodarczy, czyli słynna rewolucja przemysłowa zmienił wygląd osady Granica, mimo wszystko zachowało ono w dużej mierze budownictwo z XIX w. Niedaleko miejsca startu naszego szlaku znajduje się most graniczny na Białej Przemszy. Początek szlaku Metalurgów krzyżuje się ze szlakiem via Regia oraz szlak Pustynny odcinek południowy. Przez same Maczki przebiegają jeszcze szlak dwudziestopięciolecia PTTK oraz szlak rowerowy Miasta Jaworzna oznaczony jako numer 470. W drodze do Dąbrowy czeka nas kilka atrakcji o których wspomnę w relacji z przejazdu. 

 

Szlak Metalurgów kończy się w dzielnicy Gołonóg w Dąbrowie Górniczej. Jest to największa pod względem liczby mieszkańców dzielnica tego miasta. Historycznie była to wieś biskupstwa krakowskiego w powiecie proszowickim, województwie krakowskim w końcu XVI wieku. Prawdopodobnie Gołonóg jest o wiele starszy, pierwsze wzmianki o nim pochodzą z XIV wieku, leżał on przy szlaku prowadzącym z Krakowa przez Sławków na Śląsk i należał do klucza sławkowskiego. Z historycznych ciekawostek dodam iż podczas II wojny światowej Gołonóg nosił nazwę Bergenkirch, w latach 50-tych XX wieku był siedzibą gminy Gołonóg, a w latach 60-tych został włączony do Dąbrowy Górniczej. W Gołonogu znajduje się stacja kolejowa która została otwarta w 1859 roku i to przy niej swój koniec ma szlak Metalurgów.

A czym była rewolucja przemysłowa?
Rewolucja przemysłowa to okres w którym zaszło wiele zmian technologicznych, gospodarczych, kulturowych i społecznych. Ten okres rozpoczął się w XVIII wieku w Anglii i Szkocji. Rolnictwo zaczęło był odkładane na drugi plan, produkcja manufakturowa i rzemieślnicza była zastępowana technologiczną produkcją fabryczną. W tym miejscu dochodzimy do przewrotu w przemyśle metalurgicznym który jest powiązany z naszym szlakiem. Z początkiem XVIII wieku pan Abraham Darby jako pierwszy wytopił surówkę stosując koks, a pod koniec tego wieku pan Henry Cort opatentował nowy sposób przerabiania surówki na stal. Zmiany nastąpiły praktycznie w każdej dziedzinie przemysłu. Nastąpił skok technologiczny. Ludzie zaczęli migrować ze wsi do miast, zaczęły powstawać osiedla robotnicze, proces ten nazwany jest urbanizacją.
Wstęp krótki, ale mam nadzieję że przedstawiłem najważniejsze rzeczy. Gotowi do drogi? Wsiadamy na rower i ruszamy.

Do Starych Maczek muszę dojechać 15 kilometrów. Pokonuję ten dystans w ciągu blisko godziny. Wyruszam z sosnowieckiej Pogoni, pierwszy etap pokonuję drogami rowerowymi, aż do momentu wjazdu na fragment szlaku Czarnego Morza. W dzielnicy Juliusz opuszczam szlak czarnego morza, jadę przez las i wyjeżdżam koło dworca w Maczkach. Przechodzę przez kładkę nad torami i podziwiam to co zostało ze starego dworca. Jeszcze kilka lat temu miał zostać odnowiony, niestety z jakichś powodów projekt został porzucony, a budynek dworca niszczeje i zaczyna powoli straszyć. Już tyle cudownych zabytków kolejowych straciliśmy, mam nadzieję że ten nie skończy jak wiele innych. Kontynuuje podróż, przy okazji mijam tabliczkę z informacją o przebiegu szlaku via Regio, czyli szlaku św. Jakuba prowadzącego z Kijowa i Lwowa na Ukrainie do Santiago de Compostela w Hiszpanii. Z tego miejsca pielgrzymom którzy postanowili przebyć cały szlak pozostało jeszcze 3633 km. Z via Regia spotkamy się jeszcze nie raz w czasie wycieczek. Krzyżuje się on, lub prowadzi tą samą drogą wraz z wieloma innymi szlakami. Obok przebiega jeszcze zielony szlak dwudziestopięciolecia PTTK. Po 12 minutach docieram na pętlę autobusową w Starych Maczkach gdzie rozpoczynam swoją podróż czarnym szlakiem Metalurgów.

 

Pamiątkowe, tradycyjne zdjęcie na starcie, rozglądam się na boki i na drzewie widzę oznaczenie szlaku. Wygląda na świeże, w głowie pojawia się myśl że może będzie towarzyszyć mi na całej trasie. Z wielkim optymizmem po ostatnich przygodach z różnymi szlakami wskakuje na siodełko, wpinam buty w pedała i jazda. Pierwszy kilometr mija cudownie, po prawej stronie stare drzewa, po lewej młodnik. Droga leśna, ale równa, przyjemny chłodek i delikatny wiaterek w plecy. Dojeżdżam do końca lasu i skręcam w lewo na drogę asfaltową, zgodnie z oznaczeniem i mapą. Kolejny zakręt w prawo. Nieświadom tego iż na najbliższym skrzyżowaniu opuszczę szlak jadę dalej. Rozglądam się po słupach i drzewach jednak czarnego szlaku nie ma. Spoglądam na mapę i już wiem że jadę złą drogą. Za 500 metrów jestem na szlaku. Jestem w kolonii Wągródka, dojeżdżam do kolonii Cieśle i po znakach nie ma śladu. Jadę zgodnie z mapą. Za mostem nad torami kolejowymi powinienem skręcić w prawo w las, niestety ścieżka gdzie pierwotnie prowadził szlak jest nie do przebycia, nie da się na nią wjechać tak jest zarośnięta. Kilka metrów dalej jest kolejna i w nią skręcam. Dojeżdżam do szlaku, cały czas posiłkuje się mapą. Kila kolejnych zakrętów w prawo i lewo już na asfalcie i jestem w Ostrowach Górniczych. Mijam gniazdo bocianów na słupie gdzie siedzą zarówno stare jak i młode. Kończy się miasto Sosnowiec i wjeżdżam do Dąbrowy Górniczej do dzielnicy Szałasowizna.

 

Warto skręcić w ulicę Wiosenną przy której znajduje się pierwsza atrakcja szlaku. Ruiny młyna wodnego "Szałas". Ruiny są dość okazałe, całkiem nieźle zachowane, niestety ale w wielu miejscach ruin znajdziemy śmieci. Ludzie, ani władze miasta, gminy, niue dbają o takie miejsca. W okolicy buduje się sporo domów i osiedli deweloperskich i obawiam się że już niedługo dostęp do tego miejsca, o ile pozostanie ono nieruszone, będzie mocno utrudnione. Spędzam tu krótką chwilę, wykonuje kilka zdjęć. W czasie postoju wyobrażam sobie jak to miejsce musiało wyglądać w czasach swojej świetności. Wracam na drogę. Jadę posiłkując się mapami, oznakowania niestety w dalszym ciągu brak, a przejechałem już 10 kilometrów szlaku. Przeoczyłem skręt i drogę którą miałem dojechać do kolejnej atrakcji, dwóch pieców wapienniczych, a właściwie ich ruin. Po przejechaniu pod trasą DK94 widzę oznaczenie szlaku, skręcam więc w lewo, przede mną delikatny podjazd. Na szczycie ktoś namalował znak nie tak jak trzeba przez co ponownie zjeżdżam ze szlaku. Skręciłem w prawo, powinienem w lewo. Przez ten błąd ponownie omijam kolejną atrakcję szlaku, Dąbrowską Jasinie "Mysią". Nie miałem ochoty ponownie wykonywać podjazdu by wrócić na właściwą drogę, jadę więc równolegle do szlaku. Poza szlakiem przejechałem kolejne dwa kilometry. Teraz polegałem już tylko i wyłącznie na mapie. Miałem skręcić w lewo, niestety płoty to uniemożliwiły, na wzgórza Gołonoskie wjechałem więc od drugiej strony.

 

Pozostał już tylko zjazd na dół, w kierunku stacji kolejowej w Gołonogu. Przy przejeździe kolejowym pojawiło się oznakowanie informujące o przebiegu szlaku w tym miejsc. Tu jednak jest koniec szlaku. Przyszła pora na powrót do domu, na liczniku miałem już 31 kilometrów. Wybrałem opcję dojazdu do zbiornika Pogoria III, a następnie przez Park Zielona wałami Przemszy. Dokładnie tą drogą przebiegają dwa szlaki:
-Dwudziestopięciolecia PTTK
-Szlak św. Jakuba
Zielony szlak dwudziestopięciolecia PTTK, skręca z mojej trasy w połowie wałów, żółty via Regia opuszczam w okolicach zamku w Będzinie. Postanowiłem pominąć drogę rowerową wzdłuż ulicy Małobądzkiej i przejechać asfaltami równolegle do Przemszy. Przed samym Sosnowce wracam na często uczęszczaną przeze mnie DDR. Mijam dinozaura przy Wydziale Nauk o Ziemi UŚ i pozostaje mi do przejechania dwa kilometry które pokonuje w czasie ok. 5 minut. Jest moc.

 

Wrócę jeszcze na ten szlak, chcę go pokonać w całości, będę jechać już tylko z mapą.
Czarny szlak Metalurgów pokonam z dwóch powodów:

-muszę dotrzeć do ruin pieców wapienniczych oraz jaskini dąbrowskiej Mysiej.

-po prostu chce pokonać cały szlak nie robiąc skrótów.

 

Willa w Ostrowach Górniczych
Gniazdo bocianów w Ostrowach Górniczych

Gniazdo bocianów w Ostrowach Górniczych
Ruiny młyna wodnego "Szałas"
Ruiny młyna wodnego "Szałas"
Ruiny młyna wodnego "Szałas"



 

 

 

 

 

 

 

 

 

niedziela, 20 czerwca 2021

Szlak Husarii Polskiej

 Jazda na rowerze wkoło komina jest fajna, jednak czasami fajnie jest ruszyć gdzieś dalej, zobaczyć coś nowego. Po długiej przerwie od jeżdżenia na rowerze postanowiłem zrobić coś nowego dla mnie. Pierwsze kilometry w tym sezonie dla rozkręcenia się odbywały się na trasach dość krótkich, w większości jednak nie jadąc już samotnie a z kimś.

Przyszła pora na nowy wpis i zaprezentowanie nowego projektu - Szlaki z historią w tle.

Na pierwszy ogień idzie szlak który rozpoczyna się najbliżej mojego domu - Szlak Husarii Polskiej.

Cały szlak, jako że chcę go pokonać w całości na rowerze postanowiłem podzielić na kilka etapów:
1)Będzin - Bytom
2)Bytom - Gliwice
3)Gliwice - Krzanowice

Każdy z etapów jest dłuższy od poprzedniego praktycznie dwukrotnie. Ostatni odcinek będzie miał długość w granicach 100km. 

Odcinek numer 1, czyli z Będzina do Bytomia został przejechany przeze mnie w dniu dzisiejszym. Pomimo wydawałoby się niesprzyjającej temperaturze powyżej 30 stopni udało mi się dotrzeć do Będzina, następnie szlakiem do Bytomia i wrócić do domu robiąc prawie 55 km w czasie 3:43:34, co uznaję za wynik dobry. 


Ruszając z miejsca gdzie rozpoczyna się szlak czyli pod dworcem Będzin Miasto próżno szukać jakiejkolwiek informacji o tym że właśnie w tym miejscu szlak ma swój początek. Do samego podjazdu od strony cmentarza pod zamek w Będzinie również nie ma żadnego oznaczenia, a przynajmniej ja nie zauważyłem. Dopiero na murze cmentarza znalazłem pierwsze oznaczenie szlaku. Jest to szlak czerwony. Będąc przy zamku na rowerzystów czeka pierwsze kuku, schody które ciężko ominąć. Dalej szlak prowadzi dość ruchliwą ulicą Gzichowską i Wolności.

Tutaj oznaczeń jest sporo więc pogubić się ciężko. Niespodzianką jest wąska ścieżka prowadząca przez zarośla i wysokie pokrzywy plus bonus małe błotko przed wyjazdem na ulicę Hutniczą. Nie ma miękkiej gry i zamiast asfaltem trzeba przejechać kawałek drogę z nawierzchnią składającą się z tzw. kocich łbów. Jak do tej pory trasa była prawie płaska poza podjazdem koło cmentarza. To znaczy nie jest płaska jak stół bo cały czas się delikatnie wznosi, ale nie jest to męczące. Przyszedł czas na najbardziej stromy podjazd tego etapu. Trzeba podjechać pod Górę św. Doroty. Jako że nie wróciłem do pełnej kondycji po długim przestoju ostatnie 50 metrów wypychałem rower. Ale to była też kwestia że było sporo luźnych kamieni. U podnóża góry szybki odpoczynek w cieniu i rozeznanie się w dalszej drodze, ponieważ mapy mówią jedno, a oznaczenie mówi drugie. Według oznaczeń musielibyśmy objechać górę, co dla osób które tu są pierwszy raz na pewno będzie ciekawe bo widoki są cudowne. Zjazd ulicą Chopina w dół to czysta przyjemność, jednak trzeba uważać na pieszych i samochody które czasami lubią tu przejechać szybciej pomimo kilku progów zwalniających. Na końcu zjazdu czeka nas skrzyżowanie z bardzo ruchliwą drogą Wojska Polskiego. To nie koniec zjazdów. Kolejny odcinek przez Grodziec to jazda asfaltem w dół i później płaski odcinek. Tutaj w dalszym ciągu jest problem z oznaczeniem i jazda bez mapy może spowodować że zrobimy pętelkę, kilka kilometrów gratis i stracimy czas. Sugerując się oznaczeniem zjechałem do parku Rozkówka, gdzie dołożyłem sobie w gratisie przynajmniej półtora kilometra.


Spojrzałem jednak na mapę i wróciłem na szlak. Teraz delikatny podjazd, następnie płaski odcinek pośród pól. Droga również była polna i momentami dość piaszczysta co powodowało że rower trzeba było pchać. Trzeba uważać bo przed wjazdem na polną drogę, wyjeżdża się z lasu i pokonuje kolejną ruchliwą drogę. Oznaczeń oczywiście brak, albo ja ich dalej nie widziałem. Dojechałem do Przełajki, tutaj już oznaczenie się na chwilę pojawia, przejazd przez mostek nad rzeką Brynica.

Mamy oznaczenie które zaraz znika. Mapa ponownie mnie ratuje. Przede mną długi podjazd na Sośnią Górę który nie jest trudny gdyby nie to że przez spory kawałek na polnej drodze znajdował się piach. Dodatkowo jedziemy pośród pól więc o cieniu można zapomnieć. Na szczycie stoi kapliczka. Widoki również stąd są bardzo fajne. Jak widać na załączonym zdjęciu dookoła łyso, ani grama cienia, termometr w liczniku wskazywał 36 stopni. Po zrobieniu kilku zdjęć szybko się zebrałem Oznaczeń w dalszym ciągu brak, na szczęście droga teraz była prosta, szybki zjazd do Dąbrówki Wielkiej i tutaj już asfaltem. W Dąbrówce zrobiłem szybki postój na uzupełnienie wody w bidonie i ruszyłem w kierunku Bytomia. Niestety odcinek od Dąbrówki do Bytomia to DK94. Na szczęście dzisiaj była Niedziela, godziny poranne więc ruch był niewielki. W końcu dotarłem na rynek w Bytomiu. Kilka łyków wody i trzeba było wracać. Do wyboru miałem kilka opcji, ja wybrałem przejazd DK79 do Chorzowa. Tutaj ruch już niestety był większy.

Dojechałem do rynku w Chorzowie, gdzie odbywała się jakaś impreza i przez osiedla do Parku Śląskiego. Po drodze zatrzymałem się jeszcze przy tężniach solankowych. Teraz jazda drogami rowerowymi. Bardzo przyjemny i długi podjazd ulicą Tadeusza Kościuszki i przejazd nową dla mnie drogą przez park Góra Redena w Chorzowie do Parku Śląskiego pod "kocioł czarownic" (Stadion Śląski). Przez park przejechałem dość szybko, dalej poruszałem się drogami rowerowymi omijając centrum Katowic. Przejechałem koło katowickiego Spodka, Muzeum Śląskie i bulwarami Rawy dotarłem na Zawodzie. Przede mną był już ostatni odcinek i tereny które doskonale znam. Minąłem nowe centrum przesiadkowe na zawodziu i dalej drogą na pogranicze Burowca i Szopienic. Tutaj kolejna wizyta w sklepie i uzupełnienie płynów. Znając teren udało mi się uniknąć podjazd na ulicy Korczaka, minąłem wieżę ciśnień i dotarłem na Borki, z tyłu Stawików. Tutaj przejechałem krótki odcinek Szlakiem Dawnego Pogranicza i zaraz odbiłem w kierunku sosnowieckiej Pogoni.

Całość dystansu to niespełna 55km o czym już wspomniałem. Wspomnę jeszcze że posiłkowałem się aplikacją mapy.cz. Moim zdaniem obecnie najlepszą prostą aplikacją do nawigacji na rowery i do wędrówek pieszych, którą szczerze polecam. Poniżej załączam jeszcze kilka zdjęć z tego wypadu. Na końcu krótki filmik prezentujący pokonaną trasę.
Pozdrower.

Zamek w Będzinie
Park Rozkówka
Sośnia Góra
Sośnia Góra
Sośnia Góra
Tężnie solankowe w Chorzowie